środa, 25 lipca 2012

Przesądy ślubne...

Nastąpił dzień sądu. Pod długich latach kłótni z moim mężem, zdecydowaliśmy się na rozwód. Niestety, przesądy ślubne, takie jak organizacja wesela w Prima Aprilis (zła wróżba) w piątek (cierpienia), na które ubrałam różową bieliznę (nieszczęście), ponieważ białą, koronkową zadarłam o róg szafki, wcześniej mnie bawiły, teraz są jakby świadectwem tego, że nasze wspólne małżeńskie życie już przed jego rozpoczęciem było skazane na porażkę.
Kancelaria radców prawnych z przyjemnością umówiła się z nami na spotkanie w czwartkowy poranek. Szczęście w nieszczęściu, że chociaż co do kwestii alimentów, podziału majątku i opieki nad dziećmi byliśmy zgodni. Mój mąż chcąc zaspokoić swoje męskie ego i resztki godności zapłacił za wizytę u prawnika. Pozostały jeszcze koszty samej sprawy rozwodowej, które także uiści mój ex z racji tego, że to on wniósł pozew o rozwód i to jemu zależy na jak najszybszym rozwiązaniu naszego związku – formalnie, bo nieformalnie jest on już rozwiązany długi czas.
Minęło kilka miesięcy od wizyty w sądzie i rozwodu. Mam teraz dużo czasu dla siebie i moich dzieci, które odwiedzają tatę co dwa tygodnie w weekendy – ja znajduję wtedy chwilkę, by usiąść przed telewizorem z kubkiem gorącej czekolady, lub wyskoczyć do teatru czy na kawę z moimi przyjaciółkami.